Rozdział 5
Wyjazd
Po kilku godzinach jazdy autostradą skręciliśmy w stronę wielkiego lasu. Była w nim wąska dróżka prowadząca do domu babci Bonnie.
Mijaliśmy zamaszyste świerki i inne drzewa, przypominające swoim wyglądem olbrzymie postacie. Czułam narastający niepokój, chociaż nie znałam jego źródła. Bonnie chyba też coś zauważyła, gdyż jej twarz wygiął dziwny grymas, a jej wzrok na kilka minut stał się nieobecny.
Przez kilka minut wpatrywałam się w ścianę lasu, oczekując, iż zobaczę coś, co wytłumaczy powody mojego strachu. Niestety nie dopatrzyłam się niczego. Na domiar złego, Stefan zauważył, że nie czułam się tam najlepiej.
- Coś nie tak, Eleno? – zapytał z troską w głosie. Na jego czole pojawiła się zmarszczka.
Nie chciałam opowiadać mu o tym, co czułam, gdyż moje obawy prawdopodobnie są skutkami zmęczenia po bardzo długiej podróży.
-Nie, nie, wszystko w porządku – odpowiedziałam spokojnym tonem, po czym uśmiechnęłam się do niego.
-To świetnie, bo jesteśmy już na miejscu – powiedział.
Rzeczywiście. Przed moimi oczami rozpościerał się piękny, choć niewielki krajobraz. Duży, wystawny dom babci Bonnie stał w samym środku pięknej, malowniczej polany. Obok mieszkania stał niewielki ogródek. Nie dostrzegłam w nim jednak żadnych kwiatów. Wypełniały go najprzeróżniejsze zioła. Wśród licznych listków dostrzegłam werbenę. Mam nadzieję, że pani McCullough ufa Stefanowi i w najbliższym czasie jej nie użyje.
Wokół łąka była otoczona nieprzeniknionymi ciemnościami lasu.
- Babciu, jak dobrze cię widzieć! – usłyszałam za sobą wesoły krzyk Bonnie. Podniosłam głowę i spojrzałam na kobietę stojącą przede mną. Miała ona około sześćdziesięciu pięciu lat. Jaj kruczoczarne włosy przypominały mi rozwichrzoną czuprynkę Bonnie. Kobieta, mimo głębokich zmarszczek miała w sobie coś z nastolatki. Nie wyglądała na specjalnie poważną czy nieprzyjemną. Prezentowała się bardzo sympatycznie.
Bonnie podbiegła do niej i uściskała serdecznie. Kobieta odwzajemniła uścisk.
- Ty pewnie jesteś Elena – wskazała na mnie. – Bardzo miło cię poznać – pani McCullough bardzo uważnie mi się przyglądała.
- Bardzo miło mi panią poznać – powiedział nagle Stefan. – Stefan Salvatore.”Przyjaciel” Eleny.
- Ciebie też miło poznać, Stefanie – zwróciła się do wampira i głęboko się uśmiechnęła. – A teraz zapraszam was na herbatę. Zapewne jesteście zmęczeni podróżą. Nie krępujcie się – dodała, po czym razem z Bonnie weszła do środka.
Niespodziewanie poczułam na swoich ramionach uścisk Stefana.
- Te ferie mają być nasze, pamiętaj – przybliżył swoją twarz do mojej i delikatnie pocałował mnie w policzek. Wtuliłam się w niego mocno, a on delikatnie gładził moje włosy. Moglibyśmy tak stać w nieskończoność – nierozłączni, zakochani.
Z refleksji wyrwał nas głos Bonnie.
- Chodźcie, herbata gotowa! – odsunęliśmy się od siebie na nieznaczną odległość. Stefan wziął mnie za rękę i razem ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych domu babci Bonnie.