Dzisiejsze lekcje nie należały do najprzyjemniejszych. Kilka trudnych klasówek skutecznie popsuło mi humor. Dopiero na geografii było ciekawie. Stefan zaczął mi się przyglądać i uśmiechnął się do mnie, ale przez swoją chorobliwą nieśmiałość nie potrafiłam obdarzyć go nawet najbledszym z uśmiechów. Nie miałam też pewności, czy resztki szpinaku, który jadłam na lunch, nie utkwiły mi w zębach. Cóż, przy kimś takim i przed resztą klasy nie chciałam wypaść na idiotkę.
Niestety geografia była jedyną lekcją, na której widywałam Stefana, a przerwy były zbyt krótkie, a ja zbyt nieśmiała (znów to powtarzam), by do niego podejść. Z tego właśnie powodu dzisiejszy dzień dłużył mi się w nieskończoność. Postanowiłam całkowicie odłączyć się od otoczenia. Podziałało.
Pod koniec zajęć znów zaczęłam rozmyślać ,o tym skąd się wzięłam w Mystic Falls. Szybko jednak przestałam się zastanawiać, gdyż myśl o opuszczeniu tego miejsca sprawiała mi ból. Co najdziwniejsze, nie tylko psychiczny, ale zarówno fizyczny. Jestem tutaj dopiero od kilku godzin, ale zdążyłam się już skutecznie przywiązać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz