***
Obudziłam się o dosyć późnej porze. Dochodziła już jedenasta.
Byłam wniebowzięta! Ta noc była najpiękniejszą w moim życiu. Kiedy podniosłam się z łóżka dostrzegłam, że Stefan siedzi obok mnie.
- Dobrze spałaś? – zapytał czule.
- Nawet bardzo. Dziękuję ci, że wciąż jesteś przy mnie.
- To ja ci dziękuję – przybliżył się, wziął moją dłoń i delikatnie ją pocałował. – Eleno… Tak się cieszę, że znów jesteś w Mystic Falls. Rozmawiałem wczoraj z Bonnie i wiem, że jesteś trochę zagubiona, ale jak widzę, twoje wspomnienia wracają – uśmiechnął się. – nawet sobie nie wyobrażasz jak się czułem, kiedy musieliśmy cię odesłać. Broniłem się rękami i nogami, ale nie miałem wyboru. Nie chciałem cię stracić za nic w świecie. Nawet nie wiesz jak brakowało mi twojego dotyku, twojego uśmiechu, twojego sposobu bycia… Byłem wrakiem, a teraz znów wracam do życia! Wiedziałem, że kiedyś wrócisz. Czekałem na to tak długo…- Także bardzo się cieszę z powrotu. Mam nadzieję, że nie będę już przemieszczać się pomiędzy dwoma światami. Bonnie i pani McCullough są silne. Z pewnością mi pomogą.
-Obiecujesz, że mnie nie opuścisz? Wiem, że nie powinienem wymagać od ciebie takich zapewnień, ale… Jedyne co mi zostało, to ty. Nie chce życia bez ciebie, stojącej obok mnie. Nie chcę też, byś była nieszczęśliwa. Decyzja należy do ciebie – powiedział, po czym spuścił wzrok.
- Stefanie, to ja powinnam cię prosić byś mnie nie opuszczał. Nie zasługuję na kogoś takiego jak ty!
- O czym ty mówisz, Eleno? Przecież wiesz, że nigdy cię nie zostawię – jeszcze bardziej się zbliżył i silnie mnie przytulił.
- W takim razie… Nie mam żadnych obaw. Będziemy razem aż do mojej śmierci i nic nam nie przeszkodzi.
-Właśnie taką odpowiedź chciałem usłyszeć, lecz najbardziej mnie martwi to, że po twojej… śmierci, moje życie nie będzie miało sensu. Dlaczego nie mogę być człowiekiem? – powiedział z pretensją w głosie.- Nie myśl o tym. Jestem pewna, że wszystko się ułoży – zapewniłam.
- Tez mam taką nadzieję – odpowiedział.
Naszą rozmowę przerwało pukanie do drzwi.
- Eleno, śniadanie już na ciebie czeka. Zejdziesz? – usłyszałam głos Bonnie.
- Tak, oczywiście. Będę za pięć minut – odpowiedziałam pospiesznie, po czym szybko się ubrałam. Stefan zrobił to samo. Po kilku minutach oboje byliśmy w kuchni. Na stole stał dzbanek świeżej lemoniady, a naleśniki z syropem klonowym przyciągały swoim zapachem.
Zza żółtawych zasłonek przebijały się promienie słońca. Ptaki śpiewały piękną serenadę na powitanie kolejnego dnia, a ja byłam w bajecznym nastroju. Do tego miałam obok siebie wymarzonego, troskliwego mężczyznę i najlepszą przyjaciółkę. Czegóż można chcieć więcej?
-Wystąpił problem – odezwała się nagle pani McCullough. – Zabrakło mi liści marelii bagiennej, która wzmocni działanie naszego zaklęcia. Ostatnio widziano ją 2000 kilometrów stąd. Nie wiem, jak mogę się tam dostać. Bardzo was przepraszam – staruszka opuściła głowę.
- To żaden problem – zaprotestował Stefan. – Jeżeli wskaże mi pani drogę, to uda mi się tam dotrzeć i jeszcze tutaj wrócić w ciągu trzech dni. Dla wampira to nie tak wielki dystans. Oczywiście muszę zabrać samochód, by zachować pozory.